Siedziałam przy stole, czekając na Michelle i jadłam frytki popijając je colą. Patrzyłam się na przechodzących ludzi. Większość to nastolatkowie, niosący siatki pełne książek. Zanim się spostrzegłam, Michelle wróciła do stolika z nuggetsami i colą.
- Jesteś zła? - spytała lekko zaniepokojona.
- Trochę - pociągnęłam nosem.
- Nie martw się. Nie pojadę na ten koncert. Dla ciebie - pocieszała mnie Mich.
- Pojedziesz. Nie możesz z mojego powodu nie pojechać na koncert One Direction - miałam łzy w oczach. Bardzo zależało mi na spotkaniu z nimi.
- Ale nie pojadę. Przyjaźnimy się, czy nie? - spytała Michelle.
Kiwnęłam głową i zabrałyśmy się do jedzenia. Kiedy skończyłyśmy jeść, powoli zbliżałyśmy się do wyjścia rozmawiając o wszystkim i o niczym. Skierowałyśmy się w stronę przystanku autobusowego. Szłyśmy chodnikiem, mijając mnóstwo sklepów, kolorowych wystaw, barów... Na każdym słupie ogłoszeniowym wisiała informacja o koncercie One Direction. Za każdym razem miałam łzy w oczach. Wakacje się jeszcze nie skończyły, a święta będą dopiero za 4 miesiące. Może wtedy uda mi się ich spotkać. Szanse, że ich spotkam były zerowe, ale warto mieć nadzieję. Szłyśmy w milczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy doszłyśmy na miejsce, czyli na przystanek. Spojrzałyśmy na rozpiskę. Następny autobus był o 16.23, czyli za półtorej godziny.
- To ja już wolę wracać na piechotę - skomentowała rozpiskę Michelle.
Postanowiłyśmy, że w drodze powrotnej wstąpimy do Milkshake City. Po 10 minutach drogi, weszłyśmy do środka. Mój wzrok natychmiast powędrował za ladę. Z zaplecza wystawała blond główka. "Nie, to nie może być on" - pomyślałam. Nagle usłyszałam czyjś krzyk. To było coś w stylu "Leave my carrots!". Serce zaczęło mi bić jak szalone, ale porównując wcześniejszą sytuację w centrum, uznałam, że nie ma się czym przejmować i stanęłam w kolejce za Michelle. Zamówiłyśmy . Usiadłyśmy przy stoliku, częściowo dlatego, że byłyśmy zmęczone, a częściowo, że zaczął padać deszcz.
- Może lepiej będzie, jak zadzwonię po mamę? - zaproponowałam.
- Jeśli możesz - odpowiedziała nieśmiało Michelle.
Po chwili siedziałyśmy już w samochodzie. Krople deszczu spływały po szybie. Ludzie chodzili po chodniku z parasolkami. Ulice były mokre od deszczu.
Weszłyśmy do domu, odwożąc przy okazji Michelle. Weszłam po schodach do mojego pokoju i włączyłam laptopa wchodząc na Twittera. Przeczytałam posty chłopaków i zaczęłam szlochać. "Jaka ja jestem beznadziejna" - myślałam. Na Twitterze Niall zamieścił zdjęcie Louisa z marchewkami, z podpisem "Leave my carrots! Milkshake City (:". Dodał to DZISIAJ, byli tam tej samej godziny co ja i Michelle! "Jaka ja jestem beznadziejna" - pomyślałam, rzucając się na łóżko. Napisałam SMS-a do Michelle, informując o wpisie Nialla. Nie odpisała. Wrzuciłam mokre rzeczy do prania, ustawiłam na półkę książki i weszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Moja twarz była spuchnięta od płaczu. Moje długie, brąz włosy, były potargane. Doprowadziłam się do ładu rozczesując je i przebrałam się w luźne dresy i koszulkę z flagą Wielkiej Brytanii. Usiadłam na łóżko i wzięłam gitarę do ręki. Brzdąkałam na niej dobre 15 minut, myśląc o mojej beznadziejnej sytuacji. Odłożyłam gitarę i wzięłam na kolana laptopa. Włączyłam po raz drugi Twittera, spamowałam chłopakom, śląc im wiadomości typu "I love you, please follow me. xx". W końcu mi się to znudziło i zeszłam na dół w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Zrobiłam sobie parę kanapek. Potem wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Byłam bardzo zmęczona, więc szybko zasnęłam.
Następnego dnia, obudziłam się o 7.00. Zerwałam się z łóżka i przebrałam w dżinsy, szary sweterek, białą bluzkę i czarne balerinki. Spakowałam do torebki telefon i notes. Zjadłam na śniadanie kanapki, umyłam zęby, uczesałam się i wyszłam z domu o 7.30. Miałam autobus o 7.45. Nie miałam co się spieszyć, miałam piętnaście minut. Szłam ze słuchawkami w uszach, słuchając More than this. Doszłam do przystanku, gdzie siedziała już Michelle.
- Cześć - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
- Hej Ellen - odpowiedziała mi na przywitanie. - Jak się czujesz?
- Fatalnie. Dalej przeżywam wczorajszy dzień - odpowiedziałam z nutką smutku w głosie.
- Aha. O to chodzi. Rzeczywiście, miałyśmy pecha.
Milczałyśmy aż do przyjazdu autobusu.
___________________________________________________
w rozdziale 2 wyrzucone zdani: "Powinni być w Ameryce, może krótki urlop w Londynie", ponieważ tak mi będzie łatwiej pisać ; D
brak weny, ale rozdział jest. niezbyt mi się podoba :/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 rozdziały i w każdym pechowa sytuacja :( Ja sama gdybym spotkała chłopców i pomyślała, ze to nie oni...po prostu nie wiem co bym zrobiła, przypuszczam, że płakałabym wtedy przez dobry tydzień :( Mam nadzieję, ze niedługo się to zmieni :D Zapraszam do mnie :D
OdpowiedzUsuńwww.we-need-love.blogspot.com
Nowy rozdział na moim blogu :) Kazałaś poinformować więc informuję ;p
OdpowiedzUsuń